Dziś na 11 Zygmunt Miernik - na którego wczoraj jeszcze trwać miała "obława" ;-)) - został telefonicznie wezwany na policję w Będzinie gdzie mieszka. Usłyszał zarzuty związane z domniemanym rzuceniem tortem w Annę Wielgolewską, która jako sędzia z Sądu Okręgowego w Warszawie pozorowała proces Czesława Kiszczaka, jednego z dwu zbrodniarzy wszechczasów w Polsce - polskiego Himmlera, a swego de facto patrona. Wielgolewska zapewniła zbrodniarzowi bezkarność. Szerzej o procesie polskiego Himmlera napiszę na portalu Wolny Czyn i tym blogu w najbliższym czasie. Relacja filmowa z Będzina pojawi się dziś w nocy lub jutro na kanale Wolny Czyn w YouTube.
A tu i teraz tylko krótka notatka, co dalej w sprawie Zygmunta Miernika. Przyznam że gdy dobiegły mnie echa wczorajszej medialnej nagonki na mego przyjaciela, zmontowane zdjęcia itd. - wczoraj zrazu przypuszczałem, że zostanie aresztowany. Okazało się, że nie. Targowica woli zostać przy swym sprawdzonym sposobie działania i nie nakręcać sprężyny. A więc kilka miesięcy zajmie wyznaczanie obrońcy i przesyłanie wezwań. Kilka dalszych miesięcy prokuratura będzie zastanawiać się, jak by tu zapisać filmy z YouTube, a jeśli zapisać to jak, na co, itd. Kilka miesięcy zajmie też przesyłanie papierów w samym Sądzie Okręgowym w Warszawie, tym samym co już wczoraj Miernika skazał (o czym pisałem wczoraj) - gdy jego "anonimowi sędziowie" w wypowiedziach dla Wirtualnej Polski łamiąc zasadę domniemania niewinności zapewnili, że do przestępstwa "doszło" (NB. Miernik ma teraz wszelkie podstawy żądać, by proces przez te wypowiedzi nie odbył się w Warszawie). A sam proces? Pewnie rozpocznie się za jakieś 1,5 roku, może 2 lata, gdy wszyscy zapomną już, czego miał dotyczyć.
Właściwie i tak szybciej, niż proces polskiego Himmlera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz